Recenzja filmu

Naznaczony (2010)
James Wan
Patrick Wilson
Rose Byrne

Złote przeboje

Ten film naprawdę potrafi uwieść. Powiedzą to wszyscy prawdziwi fani gatunku.
Seans "Naznaczonego" można porównać do wizyty w pokrytym pajęczynami magazynie z rekwizytami z filmów grozy. Czego tu nie ma. Nawiedzony domek na przedmieściach, przyklejony do sufitu demon z czerwoną jak cegła facjatą, upiorna starucha w postrzępionej koronkowej sukni, krwawe odbicia dłoni na pościeli, prześladowany przez byty nie z tego świata małolat, pogromcy duchów... Uff! Nazbierało się tego tyle, że wystarczyłoby na kolejną serię "Mistrzów horroru". O dziwo, choć dziełko Jamesa Wana zostało odwirowane z wszelkiej oryginalności, ogląda się je doskonale. To klasyczna produkcja typu "od fanów dla fanów". Docenią ją ci widzowie, którzy lata temu zjedli zęby na straszakach oglądanych ze zjechanych kaset wideo.

Wan musiał chyba wynaleźć wehikuł czasu - "Naznaczony" wygląda niczym film nakręcony w innej epoce. Efekty specjalne pachną gumą i masą plastyczną, a rozbrzmiewające wściekle na ścieżce dźwiękowej smyczki szarpią nerwy równie skutecznie co w "Psychozie" Hitchcocka. Najbardziej cieszy mnie, że Wan straszy widzów bez wspomagaczy w rodzaju hektolitrów posoki, kilogramów mięsa mielonego i zestawu ostrych narzędzi. Ten sam facet, który zapoczątkował krwawą telenowelę pod tytułem "Piła", w "Naznaczonym" udowadnia, że w kinie grozy wciąż najważniejsze są nastrój i dobre pomysły. Na przykład maska gazowa pełni u niego funkcję urządzenia służącego do kontaktu z astralnymi wędrowcami. Gwarantuję Wam, że gdy pierwszy raz zobaczycie ją na ekranie, wybuchniecie śmiechem. Minutę później będziecie jednak siedzieć jak na szpilkach. Pod wpływem tego filmu rechot płynnie przechodzi bowiem w dreszcz na plecach.  Balansując między humorem a terrorem, Wan zbliża się do twórczości Sama Raimiego ("Martwe zło", "Wrota do piekieł").

"Naznaczony" non stop ociera się o tandetę, a momentami bezwstydnie się w niej nurza. Jest to jednak tandeta zamierzona i przemyślana. Jeśli ją "kupicie", zupełnie nie powinna Wam przeszkadzać fabularna przewrotka w drugiej części filmu, a także związane z nią podróże bohaterów do innych wymiarów. Tylko tam można spotkać więżącą małe dzieci szkaradę, z upodobaniem ćwiczącą nadgarstek na kołowrotku.  

Zwrot "pełen uroku" średnio pasuje chyba do horroru, ale w przypadku "Naznaczonego zdaje się trafiać w samo sedno. Ten film naprawdę potrafi uwieść. Powiedzą to wszyscy prawdziwi fani gatunku.
1 10
Moja ocena:
8
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones